Zrobiłam to!


Przez pierwsze 6 miesięcy karmiłam Hanię wyłącznie piersią. To było moje założenie i jestem szczęśliwa, że nie miałam żadnych problemów by się udało.

Jedynym problemem od samego początku było karmienie Hani butelką.
Zdarzało się, że musiałam wyjść na dłużej. A, że Hanka przez pierwsze 3 miesiące mogła i chciała jeść dość często, zwłaszcza przy problemach z bolącym brzuszkiem, to zawsze w lodówce był zapas ściągniętego przeze mnie mleka.
Obojętnie ile by zapasu nie było Hania i tak jeść nie chciała. Oj ile trzeba było się namęczyć, by ona zjadła choć 5 mililitrów to wie tylko mój biedny i cierpliwy mąż i prababcia Hani. Kończyło się wielkim płaczem i czekaniem na mnie jak na zbawienie, bym wreszcie wyjęła cyc i ukoiła zszargane nerwy dziecka.


Pozostawało mi wtedy jedno, swoje wyjścia planować w czasie drzemki Hani i zaraz po jej nakarmieniu. No musiałam się dopasować.
I tak sobie mijał czas, nic go Nam nie zakłócało, aż do pewnego dnia.
Znalazłam się wśród prawie 30-stu szczęśliwych dziewczyn, które miały szanse wyjechać na 3 dni na mazury - więcej o tym TU.
Pojawił się więc i problem.

Tygodnie mijały, wyjazd się zbliżał a ja dalej myślałam jak przestawić moje dziecko nie dość, że na butelkę, to jeszcze na mleko modyfikowane.
Niestety, żeby moje dziecko nie zostało zagłodzone przez 3 dni, musiałabym zacząć ściągać mleko już pół roku wcześniej.
Zaczęliśmy więc od kupienia mleka. Próbowaliśmy przez kilka dni - zero efektów. Kupiliśmy drugie - długie godziny mijały, a Hania nadal z wielkim trudem wypijała 5 mililitrów i dalej koniec.
Przy trzecim mleku stwierdziliśmy, że może wina butelki. Zmieniliśmy smoki na inne - zero rezultatów. Po wypróbowaniu 3 butelki, postanowiliśmy, trudno, kupimy jedną z "popularnych" butelek z tak zwanej "wyższej półki", czego się nie robi dla dziecka :)
Będąc w sklepie, wpadł mi do głowy pomysł. Zanim wydamy kilkadziesiąt złotych spróbujmy wydać mniej. I tak oto w koszyku na zakupy wylądowała najtańsza butelka, jaka znajdowała się na półce.
Wróciliśmy do domu, wyparzyliśmy butelkę i postanowiliśmy spróbować szczęścia kolejny raz.

Tym razem zamiast mleka, postanowiliśmy wlać do butelki herbatkę. I naszemu zdziwieniu nie było końca - Hania zaczęła pić. Po tylu męczących i stresujących dniach miałam łzy w oczach, w końcu była nadzieja, że niunia nie będzie się już męczyć.

Po tym eksperymencie pozostało nam wybrać mleko, które najbardziej będzie Hani smakować.
Ewidentnie 2 rodzaje mleka testu nie przeszły, ale przy 3-cim Hania zaczęła jeść.
Co dwa dni starałam się odejmować Hani jeden posiłek z piersi zastępując go posiłkiem z mleka modyfikowanego.
Na dzień przed wyjazdem mieliśmy istne wariatkowo, bo to był dzień Chrzcin Hani, ale udało się przyzwyczaić ją do picia mleka z butelki, mogłam więc wyruszyć w trzydniową podróż! :)

Zapytał mnie ktoś, czy nie mogłam oszczędzić całego stresu sobie i dziecku i po prostu odpuścić.
MOGŁAM! ale nie chciałam.
Nie czuję się przez to gorszą matką. Hania została w dobrych rękach i żadna krzywda jej nie groziła.
Jestem matką 24 godziny na dobę, jestem ze swoim dzieckiem każdego dnia w każdej chwili, gdy tego potrzebuje. Uważam, że miałam prawo do odetchnięcia i złapania dystansu.

Kiedy rodzi się dziecko, cały świat nagle wywraca się do góry nogami. Narastającemu zmęczeniu towarzyszy także radość. Każdego dnia pojawiają się chwile, które mogłyby trwać wiecznie. Po jakimś czasie zaczyna Ci w niektórych momentach brakować siebie. Tracisz swoją wolność i całkowitą niezależność. Choć nie wyobrażasz sobie już życia bez tej małej iskierki, to czasami z sentymentem wracasz do szalonych i spontanicznych przygód, które prędko już się nie pojawią.
Nawet rozmawiając ze znajomymi czy rodziną, świat się kręci wokół dziecka.

Ja czułam, że potrzebuję się oderwać. Choć tak naprawdę im bliżej wyjazdu, tym bardziej czułam się rozdarta - pierwszy raz w życiu, aż tak bardzo pragnęłam znaleźć się w dwóch miejscach jednocześnie!
To mimo wszystko, przebierałam nogami, nie mogąc się doczekać aż znajdę się na miejscu, na warsztatach.
I mimo, że każda z Nas, która znajdowała się na wyjeździe była matką, to żadna nie siedziała i nie trajkotała o dzieciach. Każda na całego korzystała z dobrodziejstw hotelu i atrakcji zapewnionych przez Organizatorki. Trochę jak szalone nastolatki, którym udało wymknąć się spod nadzoru rodziców.

Gdy wracałam czułam się jakbym nie widziała męża i Hanki co najmniej dwa tygodnie, tak mocno tęskniłam, jednocześnie też trochę żałowałam, że te dni tak szybko minęły. W progu powitała mnie uśmiechnięta od ucha do ucha Hania - czyli świat się nie zawalił i rodzinka beze mnie sobie całkiem nieźle poradziła.
Ale we mnie nastąpiła mała zmiana. Czułam jak energia mnie rozpiera i choć potrzebowałam kilku dni, żeby na nowo się zorganizować i wrócić do codzienności, to było warto.

Takie oderwanie należy się każdej mamie. Mimo, że za chwilę od wyjazdu minie miesiąc, ja nadal wstaję po kilku godzinach snu z uśmiechem na twarzy i z niekończącymi się pomysłami na każdy dzień.
Nie wiem ile to jeszcze potrwa i kiedy sił mi zabraknie, ale spędzenie choćby pół dnia u kosmetyczki, będzie świetną alternatywą na następne naładowanie akumulatorów :)


Nie broń się, zaufaj mi, kiedy dasz sobie choć kilka godzin wolnego od codziennych obowiązków, poczujesz się dużo lepiej. Czy może być coś lepszego od widoku uśmiechniętej i szczęśliwej kobiety? Twój partner oraz dziecko na pewno to zauważą, docenią i będą równie szczęśliwi! :)
Copyright © Pewnamama , Blogger