Rodzina jak z obrazka


Portret rodzinny
Patrzysz na swój najnowszy portret rodzinny. Co widzisz? Stoisz dumna na środku, obok Ciebie mąż, po bokach rodzeństwo, nad Wami rodzice, jeszcze wyżej dziadkowie, być może nawet pra i prapra dziadkowie, ciocie, wujki a dookoła gromadka Waszych wspólnych dzieci? Jeżeli Twój portret jest taki lub podobny to szczerze Ci zazdroszczę. Mój nawet w połowie go nie przypomina. Pokusiłabym się nawet o stwierdzenie, że mój to raczej zlepek przypadkowych i na pozór nie pasujących do siebie ludzi. Być może, jeśli faktycznie tak jest, zastanawiasz się w takim razie co Nas wszystkich łączy? Choć więzów rodzinnych pomiędzy wszystkimi na próżno szukać, bo znajdą się jedynie pomiędzy nędzną garstką. Wiedz, że łączy Nas coś ważniejszego - lojalność, szacunek, szczerość, uczciwość i chęć niesienia pomocy w KAŻDEJ sytuacji. 


Więzi rodzinne
Połowy swojej rodziny nie dane mi było poznać i nigdy to się już raczej nie zmieni. Być może dlatego gdzieś w głębi serce zawsze marzyłam o wielkiej, pełnej, szczęśliwej rodzinie jak z amerykańskiego obrazka. Odkąd pamiętam, gdy stałam się już odpowiedzialnym, w pełni świadomym członkiem rodziny starałam się by każdy czuł się ważny. Choć robiłam to na swój sposób, nie zawsze w pełni słuszny, to jednak chęci miałam ogromne. Pamięć nie pozwalała mi zapomnieć o urodzinach czy imieninach. Nawet jeśli nie miałam pracy, to zawsze udało mi się odłożyć jakieś zaskórniaki i kupić choć drobiazg. Ta świadomość, że jest obok Ciebie ktoś, kto o Tobie pamięta, jest wspaniała i to właśnie chciałam pokazać bliskim. I tak mijały sobie lata, a moja naiwność stale rosła. Do czasu, gdy rok, drugi, a potem trzeci i kolejne najbliżsi zapominali o mnie. Im bardziej starałam się nie brać tego do siebie, tym bardziej bolało. Na przykład urodziny czy imieniny - na próżno czekać na życzenia od większości członków rodziny. Choć zdarzały się wyjątki i nagle raz na 5 lat - bach! życzenia. Nie raz, nie dwa słyszałam od różnych ludzi jaka naiwna jestem, że powinnam przejrzeć na oczy. I być może nie stałoby się to nigdy, ale na świecie pojawiło się moje dziecko. 
Moje dziecko, które np. po porodzie swoje najbliższe ciocie czy wujków widziało w przeciągu roku tyle razy, że udałoby się zliczyć na palcach jednej ręki. Moje dziecko, które nie zasłużyło na to, by najbliższe ciocie i kilka innych osób z owej "najbliższej rodziny" pojawiły się na jej pierwszych urodzinach, bo przecież mieli ważniejsze rzeczy do roboty. Najbliższe osoby, które wiedząc, że potrzebuje pomocy umywały ręce jak najdalej się da, udając, że ich to nie dotyczy. Telefon, sms, dobre słowo? - To dla nich też zbyt wiele. Bardzo dużo doświadczonych mam mówiło mi, że po porodzie człowiek potrafi się zmienić o 180 stopni, że patrzy się na niektóre rzeczy z zupełnie innej perspektywy. I tak się stało, urodzenie swojego pierwszego dziecka pozwoliło mi skutecznie przejrzeć na oczy!


Patchworkowa rodzina
Od porodu Hani minął rok i trzy miesiące. Od około pół roku, w końcu zaczęłam szanować siebie i przestać się narzucać własnej rodzinie. I o dziwo moja wrażliwa natura ani trochę na tym nie ucierpiała! Wręcz przeciwnie, jest mi zdecydowanie lżej. Choć wokół mnie jest jedynie garstka ludzi, z którym łączą mnie więzi rodzinne, to jest także spora grupa z pozoru obcych ludzi. Z niektórymi los nas zetknął już w czasach szkoły podstawowej czy studiów, jeszcze inni poznani zupełnie przypadkowo, zupełnie nie wiadomo skąd się wzięli i jakim cudem doszło do naszych spotkań. A jednak to do nich mogę zadzwonić o 12 w nocy, gdy dzieje się coś złego. To o nich myślę, gdy szukam prezentów gwiazdkowych czy zaznaczam daty urodzin w kalendarzu. To wreszcie ONI są dla Hani ciociami i wujkami, których widzi na co dzień. Oni klepią mnie po plecach mówiąc Marta - odwaliłaś kawał dobrej roboty, trzymamy kciuki dalej. Albo podają chusteczki, czekoladę lub wino na osłodę mówiąc - "masz płacz, jutro będzie lepiej". Oni słuchają moich żali, wiedzą ile nocy nie przespałam przez ząbkującą Hanię czy podtrzymują na duchu i motywują do dalszych działań.  Czasem się nie zgadzamy, czasem się kłócimy, czasem siedzimy i śmiejemy do rana, taaak mam tak nawet z teściową! :) - ale nigdy o sobie nie zapominamy. Każdy z Nas ma pracę, hobby, obowiązki i swoje sprawy, ale każdy z Nas potrafi także znaleźć czas dla tej drugiej osoby. Nie potrzebujemy wymówek czy użalania się nad sobą. Jak ktoś naprawdę czegoś chce, to naprawdę nic nie stoi mu na przeszkodzie.

Doceniaj
Tak jak wspominałam CI na wstępie. Jeśli Ty możesz się pochwalić całkiem sporym portretem rodzinnym, gdzie uśmiech nie znika z Waszych twarzy po odłożeniu aparatu na bok - ciesz się i doceniaj to!  W tych czasach mieć dużą, prawdziwą rodzinę to wielki skarb. Jeśli jednak masz podobną sytuację do mojej, to również masz masę powodów do radości i nie masz się co smucić. Członkowie rodziny czy przyjaciele to tacy sami ludzie. Z tą różnicą, że rodzina zna Ciebie od urodzenia, a przyjaciele pojawiają się w na zupełnie różnych etapach Twojego życia. Ale nierzadko to Ci drudzy znają Ciebie, Twojego męża czy dziecko lepiej niż ta rodzina. Nie raz z ciotką na mieście miniesz się cichym "cześć" i oddalisz czym prędzej, a z przyjacielem spędzisz pół dnia na rozmowie i wciąż będzie Ci mało :)
Bez znaczenia na sytuację pamiętaj jedynie o jednym - doceniaj i dbaj o to, co masz, bo ze stratą takich osób możesz sobie wcale nie dać rady.
Copyright © Pewnamama , Blogger